sobota, 12 listopada 2011

Zadymy?! A może prowokacje?

Nie byłam w Warszawie, nie widziałam
zadymy. W sercu gdzieś czai się myśl:
Czy to nie prowokacja*)?
Komuś nie w smak, by w godny i podniosły
sposób okazywać, jak dniach żałoby narodowej,
przywiązania do Ojczyzny, do wartości?

Myśląc o tym co wtedy i o tym,
co wczoraj w Warszawie
dopisuję:
Oby każdy, kto z premedytacją przyczynił się
do zła, doświadczył głębokiego bólu z powodu
swej winy, poczuł głęboką skruchę,
niechby, może pierwszy raz od dawna,
szukał sposobu zadośćuczynienia,
choćby przez ujawnienie prawdy...
I to będzie dla każdej takiej osoby dopiero
szansa na naprawienie zła, choćby w części.

O ileż łatwiej, gdy w sercu tli się wiara,
gdy przez rachunek sumienia człowiek podnosi się
nawet z największych niegodziwości.
Takiej wiary dawaj nam wszystkim Panie...


Więcej np. tu:
http://niezalezna.pl/18874-marsz-niepodleglosci-telewizje-jak-za-prl
http://gosc.pl/doc/1006223.Zaproszenie-awanturnikow-z-zagranicy-to-wstyd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz