piątek, 20 maja 2011

Bajeczka o zbyt kosztownych rowerkach, czyli jak to z oświatą było...


Claude Monet "Jean"


Dawno, dawno temu szkoły państwowe zostały przekazane gminom. A gminy, jak wieść niesie mają coraz mniej pieniędzy, a bywa, że tymi środkami dziwnie gospodarują. Idzie jak Polska długa i szeroka pod nóż sporo szkół, czasem tych naprawdę dobrych. Dla rodziców z likwidowanej szkoły to ból; albo dzieci będą miały dalej do szkoły, albo ciaśniej, albo niższy poziom (albo wszystko naraz).
W desperacji niejeden pośle dzieciaka do szkoły prywatnej. Zaciska zęby i płaci...
A wcześniej bywa rozpaczliwa obrona szkoły.
Oto bajeczka, zapis podobnych zmagań w styczniu 2007 r. w Szczecinie.




Cyt.:

Była sobie raz pewna rodzina, w której rodzice kosztownie wyposażając ogród, od lat jednocześnie zbyt mało przeznaczali pieniędzy na dzieci oraz ich potrzeby. Chcąc kupić kosiarkę – traktorek, postanowili oddać do komisu rowerki swych dzieci, które przed laty dostały od babci. Ponieważ jednak rowerki prezentowały się zbyt skromnie - zakupili do nich nowe lampki i wymienili opony. Dzieci były szczęśliwe.
Wkrótce rodzice poinformowali maluchy, że jeden rowerek musi być oddany, bo jest za mały, drugi – bo ma słabe hamulce, a trzeci dlatego, że zbyt rzadko na nim jeździ jego właściciel... Oczywiście mogą pojeździć czasem na rowerkach pożyczonych od dzieci z sąsiedniego domu, co jest tańsze niż naprawa i utrzymanie trzech własnych rowerków. Przypomnieli też dzieciom, że pieniędzy jest zbyt mało, by korzystały z takich luksusów, jak własny rower dla każdego.
Czas oddania rowerków zbliżał się nieuchronnie, a maluchy nie ustawały w błaganiach, by nie zabierać im tego, co najcenniejsze. Najstarszy synek wysuwał racjonalne argumenty za pozostawieniem rowerków, średni błagał ze łzami w oczach, a najmłodszy zadzwonił rozżalony do babci, by poskarżyć się, jaka wielka krzywda i niesprawiedliwość ich spotyka.

Jaką decyzję ostatecznie podejmą rodzice?...



Szczecin, 22 lutego 2007 r.
12 godzin przed podjęciem, przez szczecińskich radnych, decyzji o ocaleniu lub likwidacji m.in. takich szkół, które bardzo cenione są i bronione przez dzieci, rodziców, nauczycieli...

Koniec cytatu.




I jak to w końcu było?
Zmieniono kuratora, który szkół bronił na innego, który wyraził zgodę na likwidację.
I zlikwidowano.
A teraz, jak słyszę, jest nowa koncepcja - by w Polsce nie było kuratorów.
I wtedy nikt już nie zdoła bronić interesu dzieci, zagrożonych likwidacją szkół...

Aga Pe

PS. Jak to było?
"Źle się dzieje w państwie duńskim..."


zdjęcie znalezione na stronie:
capnhowdysblogorium.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz